* [8] Avenger
Vice-Mistrz Virtuala koni 4-letnich w ujeżdżeniu | Shadwell Park |
| ogier hanowerski | 161 cm |
| urodzony 13 kwietnia 2009r w Summer Berry |
| właściciel Victory Stud |
| skoki C | cross hard | ujeżdżenie N | WKKW hard | wystawy | hodowla |
Avenger to koń, do którego należy mieć odpowiednie podejście. Jest bardzo bystry i doskonale wie co zrobić by osiągnąć cel. Nieśmiałość nie występuje w jego słowniku, koń bezwstydnie rozpina opiekunom bluzy, wszelkie zasuwaki, zagląda do kieszeni i wiader. Ma wysokie mniemanie o sobie, ale jego ego mieści się w razach zdrowego rozsądku. Wie na co może sobie pozwolić, a na co nie, choć często lubi sprawdzać czy tę granice da się przestawić. Najczęściej jednak przystosowuje się do sytuacji i zachowuje się przyzwoicie. Co prawda w obecności innych koni zawsze pokazuje swój temperament i próbuje dominować, jednak przy ludziach potrafi zachować kulturę i jako taki spokój. Bardzo lubi się bawić, być głaskanym i pieszczonym. Jeśli zobaczy kogoś w pobliżu rży i parska by zwrócić na siebie uwagę, a gdy to już się stanie domaga się drapania po szyi. Jest z niego taki pieszczoch... Chociaż z tym tez trzeba uważać, jeśli Aven sam nie prosi o mizianie raczej nie należy robić tego z własnej inicjatywy.
W stajni: Siedzenie w boksie zdecydowanie nie jest najlepszym zajęciem dla Avengera. Niesamowicie się wtedy męczy i błaga każdą przechodzącą obok osobę o uwolnienie. A gdy jest zbyt mocno ignorowany bierze sprawy w swoje kopyta i usiłuje otworzyć zasuwę na drzwiach boksu. Niestety potrafi dokonać ucieczki, przez co jedna z kamer monitoringu jest skierowana centralnie na jego boks. Ave spogląda na nią spod byka i oburzony odwraca się zadem do wejścia. Nie ma specjalnych problemów z porą karmienia, bo nie dostaje małpiego rozumu na widok wiadra z jedzonkiem, a jedynie cichutko rozmawia sam ze sobą i wierci się w trocinach.
Czyszczenie/siodłanie: Absolutnie grzeczny podczas szczotkowania, nawet nie trzeba go przywiązywać. Stoi sobie i odpręża się odbierając pociągnięcia szczotkami jak masaż. Ładnie podaje kopyta, z tym nigdy nie miał problemów. Generalnie można dotykać każdej części jego ciała, nigdy nawet nie odwraca głowy. Zakładanie sprzętu tez przebiega ekspresowo i bez nerwów. Wynika to tez faktu, że jego ekwipunek słusznie kojarzy mu się z treningami, które na prawdę lubi. W końcu oznaczają pracę z człowiekiem, coś za czym Aven wprost przepada.
Jeśli chodzi o wodę mogę śmiało powiedzieć, że w poprzednim wcieleniu był delfinem lub złotą rybką, bo gdy zobaczy jezioro czy choćby kałuże od razu leci w jej stronę i uderza kopytkami. Wypad na pławienie jest dla niego jak gwiazdka. A wąż ogrodowy to jego najlepszy kumpel.
Pod siodłem: Można się z nim dogadać zawsze i wszędzie. To tez jeden z najwygodniejszych wierzchowców, na jakich miałam przyjemność siedzieć, chodź jego wygląd niekoniecznie na to wskazuje. Ma swobodny step, który nawet w parze ze zganaszowaniem i dość szybkim tempem, wydaje się być zwyczajnym spacerem na pastwisku. Kłus nie jest wybijający, wysiedzenie go to pestka. Czasami nawet nie chce się zmieniać chodu. Tylko tak kłusować i kłusować... Chyba, że w planach ma się galop. To zmienia postać rzeczy, ponieważ jego galop jest niczym jazda na biegającym fotelu. Ma tylko jeden minus, ciężko go utrzymać. Avenger nie lubi galopować na maneżu czy hali, chętnie robi to tylko w terenie, co jest troszkę uciążliwe, ale nie mamy mu tego za złe. Jeśli złapie się z nim dobry kontakt, koń wykona każde polecenie. Nie jest przeznaczony dla początkujących, żeby go dosiąść trzeba mieć łeb na karku i sporą wiedzę na temat jeździectwa.
Ujeżdżenie: Myślę, że na czworoboku radzi sobie wyśmienicie, chociaż zdarzają się małe bunty. Jednak doskonale zdajemy sobie sprawę, że jest to młody koń i jak na swój wiek i tak potrafi bardzo dużo. Wjeżdżając między białe płotki ma postawione uszy i fajne tempo. Miewamy problemy z zatrzymaniem z kłusa, ale z galopu jest już idealne. Potrafi wykonać dokładnie to, czego chce od niego jeździec. Wszelkie koła, wężyki, przekątne rysuje jakby widział czworobok z lotu ptaka. Pięknie się przy tym wygina i jest elastyczny. Doskonale odbiera sygnały, jest czuły na pomoce i wykorzystuje wszystkie wskazówki. Kiedyś bał się budek sędziowskich, ale na szczęście mu przeszło, choć zdarza się, że na zawodach nieznacznie od nich odchodzi. Trzeba go pilnować non stop, lubi zwalniać kiedy nie jest odpowiednio wspomagany łydkami. Najgorsze jest pierwsze zagalopowanie, należy dać mu bardzo solidny impuls, inaczej jedynie wyciągnie kłus.
Skoki: Pomimo swojej niechęci do galopu skoki są jego hobby. Na parkurze jest w stanie odrzucić swoje kompleksy i śmiało zasuwa do przodu. Czasami nawet zbyt szybko i ledwo wyrabia na zakrętach. Taaak, taki już jest. Kiedy chce się na nim zagalopować stawia się, ale kiedy już to zrobi nie chce przestać i pędzi ile fabryka dała. Jednak stopniowo mu przechodzi, staje się grzeczniejszy i bardziej usłuchany. Oddaje poprawnie techniczne skoki, przynajmniej w większości przypadków. Nie boi się przeszkód i podchodzi do nich ambitnie. Co prawda zdarzyło mu się wyłamać raz czy dwa, ale przy kolejnej próbie zawsze dawał radę. Lubi ciasne zakręty, na których może poczuć się jak rasowy motocykl. Bywa, że wybija się za wcześnie i zrzuca drągi, jednak pracujemy nad tym.
Cross: Połączenie skoków i jeziora? Raj! Wiedząc co go czeka już na stracie jest niemożliwy. Wierci się, kręci i wydaje odgłosy porównywalne do ciągnika w czasie pracy. Kiedy jeździec daje znak do biegu wygląda jak na kreskówce, prawie widać ten dymek, który pozostał zamiast niego na linii. Wtedy biegnie ile sił w nogach i cudem udaje się go zwolnic przed pierwszą przeszkodą. Bierze wszystkie zza wczesnego wybicia, z długą fazą lotu i dalekim lądowaniem. Podczas przejazdu uchodzi z niego energia gromadzoną chyba przez cały miesiąc. Widząc wodę jest do ogarnięcia, trzeba tylko modlić się by wycelował w przeszkodę. Ba, żeby w ogóle zauważył ją z takim tempem. Dzięki temu jego wyniki są świetne, chociaż jeźdźcy często przechodzą kryzys po treningach na nim.
Na zawodach: Są nerwy. Aven nie jest koniem, który się płoszy czy niepokoi z byle powodu, ale po przyjeździe na miejsce zawodów widać, że jest nieswój. Potrzebuje co najmniej godziny spaceru po obiekcie by przyzwyczaić się do sytuacji i dać się dosiąść, przez co wszędzie musimy wyjeżdżać trochę wcześniej. Lubi gdy w przyczepie jest dużo koni, wtedy czuje się pewniej. Gdy jest sam nie ma wielkiej tragedii, ale przy dłuższych podróżach możemy mieć wgniecione ściany. Podczas rozprężania zazwyczaj jest już ok, zachowuje się trochę ostrożniej niż w domu, ale powoli zaczyna się rozluźniać.
W terenie: Tak jak pisałam wcześniej, to jedno z nielicznych miejsc gdzie zagalopowanie sprowadza się do lekkiego dociśnięcia łydek. Jest podekscytowany gdy tylko zobaczy, że nie skręcamy na maneż, a jedziemy prosto aż do drogi prowadzącej w las. Trzeba uważać bo jest skory do poniesienia, lepiej zawczasu go zmęczyć i potem jest lepiej. Czym bardziej zmęczony tym łatwiej nawiązać z nim kontakt. Jego ulubioną częścią jest dowiedzenie jeziorka, a od czasu przeprowadzi do Hiszpanii galop do oceanu.
Historia: Była to spontaniczna decyzja Ruski, która odwiedzając Summer Berry w czasie spotkania integracyjnego wyczytała, że trwa promocja na oferty. Jak to zawsze ze mną bywa, zadziałał impuls i złożyłam formularz. Chwilę wahałam się w wyborze rodziców, szukałam informacji, przeglądałam boksy... Okazało się, że para, którą wybrałam jest spokrewniona, więc musiałam poszukać zastępstwa dla jednego z rodziców. Wtedy objawił się ogier *Harry Angel, który na moją prośbę zapłodnił piękną *Avalanche. Imię przyszło w mgnieniu oka, jako wielbicielka komiksów Marvel’a szybko wybrałam „Avenger”. Kiedy się urodził był jednym z najpiękniejszych źrebaków w stajni, co tu dużo mówić, zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Aven rósł jak na drożdżach, a gdy skończył pół roku mogłam zabrać go do siebie. W Rosewood uczyłam go podstawowych ćwiczeń, podnoszenia kopyt, chodzenia na uwiązie. Z każdym rokiem nabierał charakteru, stawał się porządnym ogierem zapowiadającym się na dobrego sportowego konia. Przyjęcie siodła i wędzidła przyszło nad podziw gładko. Wkrótce zaczęłam go dosiadać i rozpoczął się nowy etap w jego życiu. Starałam się by od początku polubił pracę w siodle i chyba osiągnęłam cel. Póki co zamieszkał w Hiszpanii i jest szczęśliwy w powodu oceanu pół kilometra od stajni. Stopniowo się rozwijamy.
Czyszczenie/siodłanie: Absolutnie grzeczny podczas szczotkowania, nawet nie trzeba go przywiązywać. Stoi sobie i odpręża się odbierając pociągnięcia szczotkami jak masaż. Ładnie podaje kopyta, z tym nigdy nie miał problemów. Generalnie można dotykać każdej części jego ciała, nigdy nawet nie odwraca głowy. Zakładanie sprzętu tez przebiega ekspresowo i bez nerwów. Wynika to tez faktu, że jego ekwipunek słusznie kojarzy mu się z treningami, które na prawdę lubi. W końcu oznaczają pracę z człowiekiem, coś za czym Aven wprost przepada.
Jeśli chodzi o wodę mogę śmiało powiedzieć, że w poprzednim wcieleniu był delfinem lub złotą rybką, bo gdy zobaczy jezioro czy choćby kałuże od razu leci w jej stronę i uderza kopytkami. Wypad na pławienie jest dla niego jak gwiazdka. A wąż ogrodowy to jego najlepszy kumpel.
Pod siodłem: Można się z nim dogadać zawsze i wszędzie. To tez jeden z najwygodniejszych wierzchowców, na jakich miałam przyjemność siedzieć, chodź jego wygląd niekoniecznie na to wskazuje. Ma swobodny step, który nawet w parze ze zganaszowaniem i dość szybkim tempem, wydaje się być zwyczajnym spacerem na pastwisku. Kłus nie jest wybijający, wysiedzenie go to pestka. Czasami nawet nie chce się zmieniać chodu. Tylko tak kłusować i kłusować... Chyba, że w planach ma się galop. To zmienia postać rzeczy, ponieważ jego galop jest niczym jazda na biegającym fotelu. Ma tylko jeden minus, ciężko go utrzymać. Avenger nie lubi galopować na maneżu czy hali, chętnie robi to tylko w terenie, co jest troszkę uciążliwe, ale nie mamy mu tego za złe. Jeśli złapie się z nim dobry kontakt, koń wykona każde polecenie. Nie jest przeznaczony dla początkujących, żeby go dosiąść trzeba mieć łeb na karku i sporą wiedzę na temat jeździectwa.
Ujeżdżenie: Myślę, że na czworoboku radzi sobie wyśmienicie, chociaż zdarzają się małe bunty. Jednak doskonale zdajemy sobie sprawę, że jest to młody koń i jak na swój wiek i tak potrafi bardzo dużo. Wjeżdżając między białe płotki ma postawione uszy i fajne tempo. Miewamy problemy z zatrzymaniem z kłusa, ale z galopu jest już idealne. Potrafi wykonać dokładnie to, czego chce od niego jeździec. Wszelkie koła, wężyki, przekątne rysuje jakby widział czworobok z lotu ptaka. Pięknie się przy tym wygina i jest elastyczny. Doskonale odbiera sygnały, jest czuły na pomoce i wykorzystuje wszystkie wskazówki. Kiedyś bał się budek sędziowskich, ale na szczęście mu przeszło, choć zdarza się, że na zawodach nieznacznie od nich odchodzi. Trzeba go pilnować non stop, lubi zwalniać kiedy nie jest odpowiednio wspomagany łydkami. Najgorsze jest pierwsze zagalopowanie, należy dać mu bardzo solidny impuls, inaczej jedynie wyciągnie kłus.
Skoki: Pomimo swojej niechęci do galopu skoki są jego hobby. Na parkurze jest w stanie odrzucić swoje kompleksy i śmiało zasuwa do przodu. Czasami nawet zbyt szybko i ledwo wyrabia na zakrętach. Taaak, taki już jest. Kiedy chce się na nim zagalopować stawia się, ale kiedy już to zrobi nie chce przestać i pędzi ile fabryka dała. Jednak stopniowo mu przechodzi, staje się grzeczniejszy i bardziej usłuchany. Oddaje poprawnie techniczne skoki, przynajmniej w większości przypadków. Nie boi się przeszkód i podchodzi do nich ambitnie. Co prawda zdarzyło mu się wyłamać raz czy dwa, ale przy kolejnej próbie zawsze dawał radę. Lubi ciasne zakręty, na których może poczuć się jak rasowy motocykl. Bywa, że wybija się za wcześnie i zrzuca drągi, jednak pracujemy nad tym.
Cross: Połączenie skoków i jeziora? Raj! Wiedząc co go czeka już na stracie jest niemożliwy. Wierci się, kręci i wydaje odgłosy porównywalne do ciągnika w czasie pracy. Kiedy jeździec daje znak do biegu wygląda jak na kreskówce, prawie widać ten dymek, który pozostał zamiast niego na linii. Wtedy biegnie ile sił w nogach i cudem udaje się go zwolnic przed pierwszą przeszkodą. Bierze wszystkie zza wczesnego wybicia, z długą fazą lotu i dalekim lądowaniem. Podczas przejazdu uchodzi z niego energia gromadzoną chyba przez cały miesiąc. Widząc wodę jest do ogarnięcia, trzeba tylko modlić się by wycelował w przeszkodę. Ba, żeby w ogóle zauważył ją z takim tempem. Dzięki temu jego wyniki są świetne, chociaż jeźdźcy często przechodzą kryzys po treningach na nim.
Na zawodach: Są nerwy. Aven nie jest koniem, który się płoszy czy niepokoi z byle powodu, ale po przyjeździe na miejsce zawodów widać, że jest nieswój. Potrzebuje co najmniej godziny spaceru po obiekcie by przyzwyczaić się do sytuacji i dać się dosiąść, przez co wszędzie musimy wyjeżdżać trochę wcześniej. Lubi gdy w przyczepie jest dużo koni, wtedy czuje się pewniej. Gdy jest sam nie ma wielkiej tragedii, ale przy dłuższych podróżach możemy mieć wgniecione ściany. Podczas rozprężania zazwyczaj jest już ok, zachowuje się trochę ostrożniej niż w domu, ale powoli zaczyna się rozluźniać.
W terenie: Tak jak pisałam wcześniej, to jedno z nielicznych miejsc gdzie zagalopowanie sprowadza się do lekkiego dociśnięcia łydek. Jest podekscytowany gdy tylko zobaczy, że nie skręcamy na maneż, a jedziemy prosto aż do drogi prowadzącej w las. Trzeba uważać bo jest skory do poniesienia, lepiej zawczasu go zmęczyć i potem jest lepiej. Czym bardziej zmęczony tym łatwiej nawiązać z nim kontakt. Jego ulubioną częścią jest dowiedzenie jeziorka, a od czasu przeprowadzi do Hiszpanii galop do oceanu.
Historia: Była to spontaniczna decyzja Ruski, która odwiedzając Summer Berry w czasie spotkania integracyjnego wyczytała, że trwa promocja na oferty. Jak to zawsze ze mną bywa, zadziałał impuls i złożyłam formularz. Chwilę wahałam się w wyborze rodziców, szukałam informacji, przeglądałam boksy... Okazało się, że para, którą wybrałam jest spokrewniona, więc musiałam poszukać zastępstwa dla jednego z rodziców. Wtedy objawił się ogier *Harry Angel, który na moją prośbę zapłodnił piękną *Avalanche. Imię przyszło w mgnieniu oka, jako wielbicielka komiksów Marvel’a szybko wybrałam „Avenger”. Kiedy się urodził był jednym z najpiękniejszych źrebaków w stajni, co tu dużo mówić, zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Aven rósł jak na drożdżach, a gdy skończył pół roku mogłam zabrać go do siebie. W Rosewood uczyłam go podstawowych ćwiczeń, podnoszenia kopyt, chodzenia na uwiązie. Z każdym rokiem nabierał charakteru, stawał się porządnym ogierem zapowiadającym się na dobrego sportowego konia. Przyjęcie siodła i wędzidła przyszło nad podziw gładko. Wkrótce zaczęłam go dosiadać i rozpoczął się nowy etap w jego życiu. Starałam się by od początku polubił pracę w siodle i chyba osiągnęłam cel. Póki co zamieszkał w Hiszpanii i jest szczęśliwy w powodu oceanu pół kilometra od stajni. Stopniowo się rozwijamy.
Trafił do Dresagio w ramach dzierżawy rocznej. Od zawsze podobał się dziewczynom, więc kiedy nadarzyła się okazja kupna tego pięknego hanowera, nie czekałyśmy długo i Avi stał się naszą własnością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz